środa, 6 lipca 2011

WKURW #4: Nasza polska Unia Europejska


Od kilku dni rządzimy. No tak jakby. Może nie rządzimy a przewodzimy. No poniekąd. W każdym bądź razie formalnie objęliśmy przewodnictwo w UE. I co by nie mówić, mimo wszystko jest to piękne.

Kilkanaście lat temu Polska była w ogonie każdego rankingu. Że bieda, że żałość, że słaby rozwój, korupcja, skomplikowany system i w ogóle zero lansu w świecie. I to był fakt. Nie było za dobrze, choć też od zapaści, to jeszcze Bozia nas strzegła. Jednakże zamknięte granice, brak możliwości legalnej pracy w zachodniej Europie, duże bezrobocie w kraju i splot przeróżnych okoliczności lokował nas daleko poza peletonem gospodarczym świata. I to w znacznej odległości.
Unia Europejska jawiła się powszechnie jako kraina dobrobytu, klasycznych dobrych wartości i demokracji bez korupcji. Dziś wiemy, że nie było i nie jest tak pięknie, zaś państwa Wspólnoty i wówczas były już bardzo zróżnicowane pod względem rozwoju. Rozwoju często na kredyt.

Pamiętajmy jednak, że mimo wszystko poziom jakości życia był tam znacznie wyższy co najmniej od czasów wojny i stale rósł. I sam ten fakt motywował Polaków, do wejścia w ramy tego elitarnego klubu dobrobytu. Zwłaszcza, że wpływy z racji warunków przystąpienia przewyższać miały straty. Czy tak się stało?
Spójrzmy, bezrobocie po przystąpieniu do Wspólnoty drastycznie opadło. Wzrosła wprawdzie ilość Polaków pracujących poza granicami Polski, ale patrząc z tej perspektywy, to wręcz bardzo dobrze. Po pierwsze, pieniądze z pracy „na zmywaku” docierały i wciąż płyną szerokim strumieniem do Polski, zasilając rodzinne budżety i pobudzając krajową konsumpcję. Po drugie, ludzie się trochę obyli z „Zachodem” konfrontując swoje lęki i nadzieje z rzeczywistością. Po trzecie – mamy w końcu to czego nie było w sumie nigdy – public relations na masową skalę, to właśnie dzięki nim wszystkim: ciężko pracującym chłopakom, ślicznie wyglądającym (i także ciężko pracującym) niewiastom, wyeksportowanym tradycjom – łącznie z polską kuchnią, historią i mocnym alkoholem. Pomijam pijaństwo, kradzieże i szmacenie się dziewczyn. To nam dobrej prasy nie przysparza, jednak takie zjawiska też są faktem, choć marginalnym. Co zaś się tyczy dobrego PR to mimo wszystko mamy go i nasz narodowy kulturkampf przemierza otwarte dziś granice niczym pchła szachrajka po spidzie.
Wpływy budżetowe. Są i dotąd wychodziliśmy na plus, to jest oczywiście sytuacja do czasu. Już niebawem będziemy więcej wpłacać niż wyciągać, mimo wszystko sama przynależność dała oparcie i wsparcie naszej gospodarce. Nie chodzi mi wcale o możliwość łatwiejszego handlu wewnątrzwspólnotowego, mam raczej na myśli bardzo niedoceniany fakt, że jesteśmy mniej podatni na cwaniackie zagrywki kapitału spekulacyjnego. Polska postrzegana jest dziś przez inwestorów jako gospodarka stabilna. I jak sądzę, nie jest to wyłącznie tylko zasługa ciężkiej pracy Polaków i sprawnej polityki rządów, ale też trade'u jakim jest UE w oczach światowych inwestorów. I tą nieco franczyzową metodą wsparliśmy się w początkach naszej wspólnotowej przygody, przeganiając postsowiecki obraz zaśnieżonej, dzikiej krainy w sąsiedztwie z Syberią. Dziś zbudowaliśmy własną markę państwa dynamicznego, opierającego się kryzysom gospodarczym, rozwijającym się wciąż całkiem szybko i mającego wykwalifikowaną, niedrogą siłę roboczą. Miejsca, w którym warto inwestować. 
Należy jednak pamiętać, że taki, jakby nie patrzeć pozytywny obraz, nie wziął się z niczego i przyczyny takiego stanu rzeczy wiążą się całkiem konkretnie z naszym przystąpieniem do Wspólnoty.
Coś więcej? Rolnicy nie zubożeli, ziemi nie rozkradziono, Niemcy nie najechali Pomorza, Warmii i Mazur. Geje wciąż nie rozbijają naszych parytetowych heteroseksualnych, katolickich rodzin i wartości, swoimi małżeństwami w Licheniu pod pomnikiem Papieża Polaka.
Jeszcze z dziesięć lat temu powszechnie sądzono, że w UE będziemy na doczepkę, jako młodszy, biedniejszy brat, z którym nikt nie będzie się liczył, zaś kieszonkowe rozkradną źli koledzy. Polska nie miała żadnej marki, żadnych większych osiągnięć, za to wiele roszczeń i obaw.
Dziś szefem Parlamentu Europejskiego jest Polak, w komisjach są nasi ludzie. Polacy zyskali wizerunek rozsądnego i gospodarnego narodu. W polityce wschodniej siłę naszego głosu potęguje fakt przynależności do UE i wewnątrzunijnych sojuszy regionalnych. Wraz z przejęciem przewodnictwa posypał się worek pochwał, co więcej pochwał uzasadnionych.
Patrząc na ogólny bilans - niby nie jest źle.

Czy jednak?
Minusy są. Jest ich dużo, choć gdyby spojrzeć na zagadnienie w miarę szeroko, to nie wiążą się one bezpośrednio z przystąpieniem Polski do UE, ale z funkcjonowaniem UE jako takiej. Krótko mówiąc patologiczny system działania Unii rozlał się i na nasze podwórko, powodując napływ problemów.
Oczywiście są też takie kwestie jak np. wzrost cen gruntu, nieruchomości, ale są to problemy do przejścia i wynikające z tego, całkiem pozytywnego skądinąd faktu, stania się atrakcyjnym miejscem, dobrze rokującym na przyszłość – bo same podwyżki to w większości efekt podbijania cen przez spekulantów.
Jednak chciałbym się skupić na problemie znacznie szerszym i jest to rzeczywisty problem Unii, przez co i nasz, polski. Jest to szalejący socjalizm. Centralne planowanie, przesadne regulowanie gospodarką, chęć ujednolicania systemów podatkowych, rozbudowana sfera socjalna i absurdalne obowiązki przedsiębiorców, próby nacjonalizacji prywatnych instytucji, nadmierne zatrudnienie w strukturach unijnych i antydemokratyczne postawy i przepisy funkcjonowania w samym systemie rządzenia. No i chciwość, powszechna chciwość i (ciężka do udowodnienia) korupcja plus dyktat lobbystów, które to zjawiska moim zdaniem są powszechne i zataczające szerokie kręgi rządzących.
Nie chodzi nawet o to, że demokracja jest wartością samą w sobie, bo jak wiemy, nie jest to idealny system, skoro jednak już decydujemy się funkcjonować w ramach demokracji, to niech chociaż będzie ona faktycznie w użyciu. To co obecnie mamy w ramach UE, to zwykła fasada.
To są prawdziwe problemy, z którymi przyjdzie się nam dopiero zmierzyć. Wierzę, że damy radę. Nie dlatego, że nasi polscy przywódcy są jakimiś super wizjonerami i nadmiernie sprawnymi strategami, lecz widzę szanse w nacisku i presji Polaków. Polaków, którzy przecież wszyscy idiotami nie są.
Oczywiście radość z unijnych profitów jest powszechna, entuzjazm rozlał się po narodzie. Acz widzimy, wbrew pozorom powszechnie, patologie drążące UE. Najbardziej spektakularnie pokazaliśmy to przy okazji afery szczepionek na świńską grypę, wetowania kolejnych limitów w sprawie emisji dwutlenku węgla, niechęci dorzucania się do bankrutującej na własne życzenie Grecji czy też wstrzemięźliwości do wchodzenia w strefę euro.
Upadająca przy okazji wykupu z długów, niezależność i niepodległość Grecji każe nam się zastanowić nad jeszcze jedną kwestią – siłą sławnego lizbońskiego Traktatu. Ściślej siłą, która może naruszać naszą wolność, a zwłaszcza wolność decyzji odnośnie gospodarki. Już dziś widać jak dalece zdeterminowani są Rosjanie w lobbowaniu ograniczeń w wydobywaniu gazu łupkowego. Tu się dopiero zacznie konflikt. Konflikt, który musimy wygrać.

Dziś kiedy więc patrzę na nasze miejsce w świecie, widzę Polskę jako państwo dynamiczne, sprawne, silne choć nie potężne. Widzę niesamowity postęp, dobrą gospodarkę i zmiany na lepsze. Jestem świadom zaniedbań, ale nie oszukujmy się, miejsce startu wyglądało żałośnie i jeśli ktoś nie dostrzega rozwoju Polski, zwłaszcza w okresie naszej kilkuletniej unii, to znaczy, że jest ślepy. Co prawda sami sobie ten dobrobyt ciężko wypracowujemy, ale poszerzanie pola działania, czyli szereg nowych możliwości jakie dała nam nasza akcesja, nie jest bez znaczenia. Mam wrażenie, że póki co, bardzo rozsądnie zresztą, korzystamy z dobrodziejstwa tych zasad, które budowały pierwotną Wspólnotę – swobodny przepływ ludzi i kapitału, możliwość handlu i poruszania się.
Niestety prawdziwe problemy dopiero nadejdą i musimy być ich świadomi. Socjalizm europejski w sojuszu z próbującą odrodzić się imperialną postsowiecką bestią, to dosyć nikczemny konglomerat.
Skoro dziś oczy Europy zwrócone są w naszą stronę, dajmy Europie to na co zasługuje. Iskierkę prawdziwych starych wartości, których oczekiwaliśmy od tego mitycznego Zachodu, a które mamy przecież od dawna u siebie – tradycję wolności, chrześcijańskich zasad współżycia i odważnej walki ze złem.
Bo socjalizm to szatański wymysł.