poniedziałek, 5 grudnia 2011

WKURW #9: Nowa Republika Vichy


Niebawem nasz ulubiony europejski duet polityczny w odwiecznym składzie Merklel-Sarkozy, ogłosi strategię kierunku w jakim będzie podążać Unia Europejska. Osobiście nie mam wątpliwości, że idziemy w stronę paneuropejskich rządów autorytarnych.
Jeśli kto ma dziś jeszcze złudzenia, że George Orwell fantazjował, to w najbliższym może przejrzy na oczy, ale większość i tak jest tępa i niczym bydło prowadzone na rzeź, zgodzi się na każde świństwo, łącznie z państwem totalitarnym i całkowitym zniewoleniem.
Byle tylko napchać żołądki i zasnąć w cieple.

sobota, 3 grudnia 2011

WKURW #8: Wskakiwanie na Titanica



Nie tak dawno usłyszałem opinię pewnego ekonomisty. W odpowiedzi na pytanie czy warto wchodzić do strefy euro, odpowiedział, iż uważa, że w trakcie sztormu lepiej płynąć wielkim liniowcem niż małą łódką. Bardzo obrazowe wyjaśnienie sprawy. Co jednak jeśli tym wielkim liniowcem jest Titanic a małą łódeczką – szalupa ratunkowa.

Będąc dzieckiem, żyjącym w szarej rzeczywistości PRL, marzyłem o tym, by móc kiedyś wyjechać za granicę, zobaczyć kolorowy świat Zachodu. Szczytem fantazji było wówczas rozmyślanie o Europie bez granic, bez paszportów i z jedną wspólną walutą, aby wszystko było prostsze. Nie byłem w tych marzeniach osamotniony, jak sięgam pamięcią, chyba każdy kolega z podwórka życzył sobie doczekać takiej chwili w tak urządzonym świecie.
Minęły lata i marzenia stały się faktem. Mamy wspólną Europę, bez wartowników z karabinami, bez zasieków i drutów kolczastych, jest swoboda przemieszczania się i podjęcia pracy za granicami ojczyzny.
Niestety, spełnione marzenia stają się czasem przekleństwem.

Żyjemy w czasach pieniądza fiducjarnego, czyli takiego, którego wartość opiera się na powszechnym zaufaniu, że może służyć jako pełnowartościowy środek płatniczy. Odkąd odeszliśmy od standardu kruszcu, cały system gospodarczy stał się jedną wielką bańką spekulacyjną. Jest to świat polegający na zaufaniu. Zaufaniu, które już dawno się wyczerpało.

Naturalną koleją rzeczy jest to, że strefa euro musi się rozpaść. Nie znaczy to, że waluta euro całkiem zniknie, rozpadnie się zwyczajnie bezpośrednia sieć powiązań waluty z chorymi gospodarkami. Nie znaczy to też, że chore gospodarki i cały świat zewnętrzny nie będzie miał wpływu na to co pozostanie wśród gruzów obecnego systemu, ale jednak będą to już nieco inne zależności.
Najzabawniejsze w całej tej sytuacji jest przyglądanie się jak bardzo niektórzy ekonomiści i niemal wszyscy politycy głównego nurtu od bez mała dwóch lat zapewniają, że nic złego się nie wydarzy.
Jednakże od kilku tygodni ich ton jest już nieco inny. Następuje zmiękczanie opinii publicznej informacjami o mogącym nadejść kryzysie, o możliwościach podziału strefy euro, o możliwych wykluczeniach niektórych państw z UE, czy wreszcie sugerowanie o możliwości postkryzysowej wojny.
Oczywiście pod tymi łagodnie brzmiącymi perswazjami kryje się cały szereg różnych, ale ważnych faktów. Przede wszystkim podstawowy fakt jest taki, że najważniejsi politycy głównego nurtu doskonale zdają sobie sprawę z katastrofalnego stanu finansów i niektórych gospodarek UE, które toczy rdza socjalizmu. Ukrywa się także fakt rzeczywistego bankructwa Stanów Zjednoczonych, które nie mają szans wyjść ze swojego zadłużenia bez zaistnienia nadzwyczajnych okoliczności. Oczywistością jest też kwestia bliskiego podziału Unii Europejskiej na mniejsze części i różne strefy wpływów.
No i nie mówi się o najważniejszym - o tym, że wojna będzie rozwiązaniem. Niestety.

Czeka nas konflikt. Czeka nas poważny, globalny konflikt zbrojny. W moim przekonaniu, w ruch pójdą nawet atomówki.
Przyczyny kryzysu są proste. Chciwość, nieodpowiedzialność, głupota – jednym słowem – socjalizm.
Opowieści o tym, że koncepcje neoliberalne mają jakiś większy z wiązek z tym co się dzieje w Grecji, Hiszpanii, Italii czy reszcie europejskich bankrutów, to rzecz jasna bajdurzenie dla naiwnych i wierzą w to chyba już tylko najgłupsi.
Wszędzie tam gdzie idee socjalistyczne wdrażane są w życie pojawia się dług, bieda, wykluczenie ludzi, zamęt, korupcja, rozbicie systemu państwa, a w efekcie bankructwo, bieda i zawieruchy społeczne. Tak działa socjalizm w praktyce. Problem polega na tym, że nie ma wtedy winnych. Nie ma w znaczeniu ogólnym, bo za każdą decyzją o dotacjach, zasiłkach, refundacjach, czyli za redystrybucją pieniądza, stoją konkretni ludzie. Co więcej, w systemach demokratycznych, ludzie wybrani w wyborach.
Przychodzi kryzys – nie ma winnych. Znajduje się więc tych, którzy ostrzegali przed rozrzutnością, rozdawnictwem, niegospodarnością, bo zwykle są w mniejszości. Wyszukuje się tych, którzy przycinali wydatki i wmawia się ludowi: „Patrzcie, to oni nie chcieli wam dać więcej, to ich wina! Jedynym sposobem jest teraz niedopuszczenie ich do władzy i dalsze konieczne zadłużanie, żeby ratować padający system. Dlatego musimy się jeszcze bardziej zintegrować!!!”
Tak podstępem socjalizm dochodzi do władzy totalnej, tak rodzą się dyktatury. Tak właśnie działa teraz ten mechanizm. Mechanizm na końcu którego będzie Krach Ostateczny. Globalna wojna.

Jak będzie wyglądała ta gigantyczna wojna. Teraz mogę pospekulować, pofantazjować i przedstawić kilka mniej lub bardziej prawdopodobnych koncepcji. Wyjdźmy od dzisiejszego dnia. Wyobraźmy sobie różne możliwe konsekwencje dzisiejszych problemów.
Osobiście uważam, że prawdziwy problem nie będzie polegał na konflikcie wywodzącym się z samego kryzysu, tzn. takiego po którym ludzie oszukani przez rządy, banki i system, wyjdą w gniewie na ulicę. Takie konflikty sprawna władza rozwiązuje za pomocą strzelającej ostrą amunicją policji lub wprowadzeniem stanu wyjątkowego i wyprowadzeniem wojsk na ulicę. Zamieszki trwają chwilę i wygasają.
Prawdziwy konflikt zacznie się jeżeli kilka czynników zaistnieje równolegle. Jeśli w konsekwencji aktualnej polityki rozsypie się struktura dzisiejszej Europy, jeśli widmo bankructwa USA stanie się namacalne, jeśli zaiskrzy konflikt na Bliskim Wchodzie i jeśli Chiny i Rosja będą chciały, a w tej sytuacji zapewne będą, aktywnie włączyć się w zaistniałą sytuację i ugrać maksymalnie wiele dla siebie – wówczas będzie to sytuacja opisana w biblijnej Apokalipsie.

Europa nie ma szans utrzymać się w formie w jakiej jest obecnie, to raczej przesądzone. Ze strefą euro pożegna się kilka państw lub ostatecznie nastąpi kres tej waluty. Samo w sobie to jeszcze nic nie oznacza. Ot, zamęt w pierwszych miesiącach, wzrost bezrobocia, inflacja, dewaluacja, następnie drastyczne reformy i potem szybki wzrost gospodarczy – dokładnie jak za czasów reformy Wilczka i przemian ustrojowych w Polsce z lat przełomu. Tak wygląda wychodzenie z socjalistycznych, zbankrutowanych gospodarek centralnie planowanych. Ale... Na tym niestety się nie skończy – rozpad strefy euro to de facto rozpad UE w takiej wersji jaką znamy. Nastąpi zatem powrót do państw narodowych. W krajach wielokulturowych oznaczać to będzie napięcia na tle etnicznym, a więc konflikty rodem z przedmieść Paryża, acz kierowane w drugą stronę jako pogromy rasowe, o zwielokrotnionej mocy i w skali całych krajów. Tu również wprowadzenie stanu wyjątkowego plus użycie broni przez odpowiednie służby rozstrzygnie doraźnie sprawę.
Skończą się pieniądze na zasiłki, na dotacje i marnotrawienie pieniędzy ludzi na absurdalne programy na czele z przekrętem, za jaki uważam walkę z mitycznym problemem emisji tzw. gazów cieplarnianych.
Rozpocznie się ruch w biznesie. Wzrośnie ilość ludzi uzależnionych, wpadających w depresję, lekomanów, samobójców. Emigranci przyjeżdżający do EU po socjal wrócą skąd przybyli, bądź wezmą się do pracy, bądź też wpośród rosnącej fali oburzenia niestety zostaną przepędzeni. Jednocześnie wzrośnie zaradność i przedsiębiorczość, inicjatywa obywatelska i powszechna aktywność ludzi pracy. I to ostatecznie nie byłoby najgorszym efektem dzisiejszego kryzysu.

Za tym wszystkim idzie też problem przywództwa w postkryzysowej Europie, tu możemy oczywiście coś ugrać, bo walka stoczy się pomiędzy największymi i pomiędzy tymi, którzy potrafią zawierać dobre sojusze. Myślę, że w takiej hipotetycznej sytuacji UK całkiem wycofa się z problemów kontynentalnych, na rzecz trzymania spokoju, stabilności i jedności całego wyspiarskiego królestwa. Zaś Kontynent będzie miał do wyboru – hegemonię niemiecką, bądź jednego większego hegemona w postaci Republiki Vichy XXI wieku, czyli połączonych sił Niemiec i Francji przy ewentualnym wsparciu północnej części Włoch, Austrii i państw Beneluksu.
Kraje Południa kompletnie się rozłożą na dłuższy okres, zaś Skandynawia zachowa neutralność i podda się biernie rozwojowi sytuacji, zachowując spokój i stabilną sytuację na półwyspie.
Jeśli Polska ugada się z regionalnymi państwami, w tym też z byłymi państwami Bloku Wschodniego, a więc też jeszcze z Ukrainą przy nawet biernym wsparciu Turcji a od północy Finlandii temperujących zapędy Rosji w nadmiernej ekspansji, to rządzimy. Jako lider Centro-Wschodu, liderujemy przynajmniej połowie Europy. Tak więc taka opcja w ostatecznym rozrachunku, też wcale taką złą się nie wydaje.

Gdzie czai się problem. Problem to oczywiście te nieprzewidziane sytuacje jak nieuchronna totalna niewypłacalność USA wywołana jakimś nieprzewidzianym wydarzeniem. Niewypłacalność USA to też problem Chin i Japonii lokujących gigantyczne kwoty w amerykańskich obligacjach.
Jeśli dołączymy do tego atak państwa Izraela na Iran, będzie to całkowita rzeźnia pod każdym względem. Na pewno wówczas sytuacja wymknie się wszystkim spod kontroli. Tu właśnie podejrzewam, że użyte zostaną bomby atomowe i to niekoniecznie przy bezpośrednim ostrzale. Pamiętajmy o „brudnych bombach” i o tym, iż swego czasu ujawniono, że lata temu w czasach rozpadu ZSRR zaginęło kilka walizek z przenośną bronią atomową, jeśli są one w posiadaniu ludzi chcących wywołać globalny wstrząs, to jak przypuszczam, zostaną uaktywnione właśnie wtedy i to niekoniecznie na Bliskim Wschodzie, a być może gdzieś na kontynencie europejskim: w Niemczech, Hiszpanii, we Włoszech. Zwiększy to jeszcze bardziej zamęt. Unieruchomi to kraje Europy przed wsparciem Izraela, dając pole manewru skonfliktowanym z Izraelem państwom arabskim i samym Persom. I nie będzie już odwrotu przed totalną wojną.

Co dalej w tej hipotetycznej sytuacji? Turcja ruszy na Irak i Grecję, szykując się jednocześnie na starcie z Rosją, które samo w sobie może rozegrać się na terenie Azerbejdżanu i północnego Iranu. Na Bałkanach obudzą się dawne demony. Południe Europy zostanie zaatakowane przez falę uchodźców, a na pewno w tym także terrorystów z Afryki i krajów arabskich. Białoruś pogrążona w gospodarczym kryzysie nie ucieknie od rewolucji, ale wtedy w dobie chwilowego rozkładu państwowości, sytuację wyjaśni „przyjazna” interwencja wielkiego wschodniego brata scalając formalnie i terytorialnie ZBiR unią personalną. W Indiach przypomną sobie o nierozliczonych kwestiach z Pakistanem, zachowując jednak wstrzemięźliwość i budując sojusze taktyczne z różnymi stronami konfliktu oraz prewencyjnie z azjatyckimi państwami niezaangażowanymi.

Najważniejsze jednak co zrobią Rosja i Chiny.
Rosja korzystając z okazji, strategicznie zaatakuje Gruzję i spróbuje podejść Azerbejdżan uprzedzając Turcję lub spróbuje okrążyć Morze Kaspijskie. I nikt jej przed tym nie powstrzyma w całym zamęcie. I to najbardziej optymistyczny scenariusz z możliwych, przy założeniu, że w samej Rosji nie będzie zamachu stanu i jakiegoś, dajmy na to, wojskowego puczu.
Kto wie czy Japończycy przy cichym wsparciu Amerykanów nie otworzą w tym czasie drugiego fontu na wschodzie organizując walki zaczepne by zmusić Rosję do zachowania znacznych sił na wschodzie, osłabiając tym samym możliwości ataku na Turcję.
A Chiny, o ile nie położy ich globalny kryzys, to przeczekają pierwszą falę wojen. Uaktywnią się dopiero w momencie kiedy strony konfliktu wyniszczą się z zasobów ludzkich i materialnych. Po negocjacjach i za pomocą łapówek, inwestycji, wykupu gruntów i zwyczajnej sugestii możliwej perswazji militarnej zajmą środkową część Afryki i południe Azji Mniejszej wchodząc w sojusz z Arabią lub Jemenem. Przerzucając niewielką ilość dobrze wyszkolonych żołnierzy, rozmieszczą wzdłuż kontynentu trochę konkretnej broni. Okrążą tym samym od południa cały świat arabsko-islamski, odcinając wszystkich od zasobów i elementów niezbędnych do prowadzenia skutecznej wojny. Zostaną w ten sposób bez żadnych strat światowym hegemonem, staną się gigapaństwem z rozległymi koloniami afrykańskimi; o szerokich wpływach gospodarczych w zbankrutowanych USA, które będą uzależnione od chińskiej produkcji, dostaw surowców i realnych pieniędzy; zwasalizują też zrujnowaną gospodarczo Europę. Nikt im już nie podskoczy. Na tym ich aktywność w tej hipotetycznej wojnie się zakończy.
Rosja pozostanie na tym co zajęła, będąc ograniczona z jednej strony Mongolią i Chinami oraz na południu Turcją oraz wspomaganym przez Indie Kazachstanem. Syberia o ile być może zostanie w ramach państwa rosyjskiego, to ilość napływających niezbędnych pracowników chińskich sprawi, że stanie się to obszar w znacznej części autonomiczny i nieustannie nadgryzany. Chiny zajmując i wykupując znaczne obszary Afryki mogą sobie strategicznie odpuścić Syberię, przy jednoczesnej kontroli obszaru w postaci chińskiej „piątej kolumny”. Od strony Europy Rosję odgraniczy ściana sojuszu Bloku Wschodniego i Turcji. Zachód Europy to, jak opisałem wyżej – VichyXXI. Południe będzie w ruinie i takie pozostanie jako strefa buforowa ze światem Bliskiego Wschodu i północnej części Afryki. Także żegnaj serze feta, żegnajcie, wakacje na Krecie. Teksas wykorzysta moment i dokona secesji. Tymczasem Brazylia zagra z Argentyną w finale Mundialu. I w taki oto właśnie symboliczny sposób hipotetyczni potomkowie dawnych niewolników z hipotetycznymi potomkami zbiegłych nazistów zakończą symbolicznie tę hipotetyczną III Wojnę Światową.

Taki widzę uproszczony scenariusz konfliktu, jeden z możliwych. Widzicie więc, jak niekorzystnie może się skończyć cały ten niewinny dyskurs odnośnie strefy euro, nieustannych bailoutów, dopłat, roszczeń całych grup społecznych i szalejącego socjalizmu. W końcu zawsze następuje przesilenie. Ale to tylko hipotezy i fantazje, bo dopóki Europą rządzi maoista na spółę z czerwoną masonerią, to każdy prawdziwy Europejczyk może spać spokojnie pod gwieździstym błękitnym sztandarem. A Wy, czujecie się pod ich rządami bezpieczni?
Hej, a czy wspominałem o niespodziewanym wybuchu wulkanu we Włoszech w trakcie szczytowego momentu kryzysu? Ale to, to już zupełnie inna opowieść...