sobota, 5 listopada 2011

WKURW #6: Zbigniew kto?


Kiedy media obiegła informacja, że kolejny samolot zmierza ku nieuchronnej katastrofie, czas jak gdyby zatrzymał się na chwilę. Świat wstrzymał oddech czekając na spektakularną kraksę zakończoną efektownym wybuchem. Tymczasem opanowanie, doświadczenie i niezwykłe umiejętności kapitana, pozwoliły na wyjście cało z opresji.
Eksplozji nie było, wszyscy wyszli cało, maszyna i pasażerowie zostali cało sprowadzeni na ziemię, dzień został uratowany.
Tak wiele zależy od pilota, od właściwego człowieka na odpowiednim stanowisku.

Jakiś czas później nieźle wciąż działający mechanizm zaczyna rzęzić, piach sypie się w tryby a statek dowodzony dotąd przez zaradnego kapitana zaczyna dryf w nieznanym kierunku, wreszcie opada. Jedynym ratunkiem okazuje się wyrzucenie z samolotu kilku pasażerów – zadymiarzy. Co dalej?
To zależy czy pasażerowie mają spadochrony. To zależy czy kapitan ma wciąż dawną sprawność oraz poparcie załogi i pozostałych pasażerów. A czy ma?
Wywalenie z hangaru, bo już na pewno nie ewakuacja - panów Ziobry, Cymańskiego i Kurskiego to sensowne zagranie taktyczne, jeśli patrzeć na sprawę z punktu widzenia stabilności dalszego lotu. Pozbycie się coraz bardziej ciążącego i wywracającego się balastu. Nie był to jednak tak do końca bezwartościowy balast. To raczej typ obciążenia, który mógłby się przydać do równomiernego rozłożenia ciężaru całej maszyny, no i mógłby zostać jeszcze nie raz wykorzystany. Tymczasem za późno na ckliwe przemyślenia. W chwilach niepewności potrzeba odważnych decyzji. Decyzje zapadły. Teraz już można spodziewać się tylko efektu domina. Za Zbigniewem Ziobrą pójdzie szereg szeregowców z drugiego szeregu. Zbigniew Ziobro zmontuje swoją ekipę secesjonistów. Od taktyki i sprawności retorycznej prezesa Kaczyńskiego zależy czy ekipa ta przejdzie do historii jako reformatorzy czy po prostu jako zdrajcy.
Co na to patron PiS – Tadeusz Rydzyk? No właśnie. Ojciec Rydzyk będzie miał decydujący wpływ na dalsze losy podzielonego już chyba do granic możliwości PiS. Jego problem polega jednak na tym, że jeśli swój medialny kapitał zainwestuje w upadający polityczny bank, tym razem może stracić nawet cały depozyt. Jest w stanie zyskać za to sporo wrogów, którzy jeszcze niedawno jawili się jako sojusznicy i czapkujący wyznawcy. Mamy zatem taki delikatny meksykański klincz.
Nadchodzące dni rozwiążą nam problem tego, co stanie się z wyrzuconymi pasażerami. Nie sądzę jednak aby ojciec Rydzyk tak szybko zakasał rękawy swojej sutanny, by od jutra promować jedną wybraną opcję.
Wcześniej czy później któryś z dwóch – prezes lub niedoszły prezes odejdą w zapomnienie. Mam nawet podejrzenie, który z nich przepadnie wcześniej i chyba mimo wszystko wygra tym razem z młodzieńczym wigorem zwyczajnie doświadczenie i dyscyplina. Ten kto spada, to spada, a póki co maszyna jednak wciąż leci, a nawet nieco się przewietrzyła i wygodniej jakby i więcej miejsca.

Tu też jawi się światłem odbitym prawdziwy geniusz taktycznej zagrywki premiera Tuska, który wyczuł moment i nie spieszył się z przebudową rządu, z deklaracjami, ani nie zagalopował się też w konflikcie z Grzegorzem Schetyną. Można co prawda przyznać z uznaniem, że nauczony doświadczeniem, zastosował stary patent obecnych koalicjantów na przeczekanie. W PSL mają bowiem taką właśnie odwieczną metodę na nicnierobienie z problemem, do czasu, aż sam się ów nie raczy rozwiązać. Ten problem z punktu widzenia Donalda Tuska rozwiązuje się nadzwyczaj pomyślnie.
Jeśli spojrzymy na sytuację obiektywnie, to pozycja Donalda Tuska na krajowej arenie jako premiera jest przemocarna. Jest on obecnie absolutnym dominatorem całej sceny. Przede wszystkim wygrał wybory i to wygrał znacznym i znaczącym wynikiem. Powyborcza dychotomia i rozdział mandatów, umniejszył znaczenie głównej siły politycznej – PiS, wytrącił tym samym broń czającemu się trochę niczym Brutus za rogiem Grzegorzowi Schetynie, acz nie poniewierając nim nadmiernie. Chłop się jeszcze przyda, a trochę w myśl zasady by wrogów trzymać bliżej niż przyjaciół warto mieć spacyfikowanego przeciwnika pod kontrolą.
Wyniki wyborów dookreślają moc reszty. Nastąpiła całkowita dewaluacja Grzegorza Napieralskiego i wewnętrzne rozbicie SLD, co więcej podgryzanego przez nową lewicową konkurencję w postaci Ruchu Palikota. PSL stracił swój wyjątkowy charakter języczka u wagi. A prezydent jest po stronie rządu i przyjaźni się z premierem bez niepotrzebnej szorstkości. Czegoś trzeba więcej? W zasadzie niczego, jednak w prezencie premier dostaje rozłam w jedynej liczącej się opozycji. Co więcej jest to rozłam raczej bez możliwości scalenia, bez możliwości powrotu, bez przebaczenia.
Premier Tusk rządzi. Dosłownie.
Teraz miejmy już tylko nadzieję, że nie będą to rządy spartaczone. Nikt dotąd nie miał w Polsce tak gigantycznej władzy, takiego kredytu zaufania publicznego udzielonego wszak po raz kolejny, po wielu dziejowych zawieruchach. Nie było takiej chęci szybkich reform i zrozumienia, w dobie nadchodzącego kryzysu dla koniecznych, muszących nastąpić cięć. Nie było tak dobrych relacji z sąsiadami i spokoju na granicach. Takiej siły Polski w Europie. To coś znaczy.

Panie Premierze, niech Pan tego nie spierdoli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz